Znalezienie naprawdę DOBREGO Psychoterapeuty to nie lada wyzwanie. Kto to w ogóle ten “naprawdę DOBRY PSYCHOTERAPEUTA”? Czy ten “naprawdę DOBRY PSYCHOTERAPEUTA” będzie dobry dla każdego, czy może dla każdego kto inny będzie tym “naprawdę DOBRYM PSYCHOTERAPEUTĄ”?

To tylko 3 pytania a pytań na temat związany z terapią może być cała masa i każdy kto zastanawia się nad pójściem na terapię (czyli jest na początku drogi) lub ten, kto już jest w terapii, ale może czasami ma poczucie, że coś jest “nie tak” w tej terapii, zadaje sobie rozmaite pytania i szuka na nie odpowiedzi wszędzie gdzie to możliwe. I mogłabym teraz postarać się odpowiedzieć na wszystkie pytania związane z terapią, które do tej pory wpadły mi w ucho lub w oko, ale postanowiłam zamiast tego opowiedzieć o swoim doświadczeniu (dzielę się też tutaj wiedzą na temat terapii) a wnioski należą do Ciebie wink

Po wielu latach poszukiwań, doświadczeń bycia w terapiach w różnych nurtach, z różnymi terapeutami (mężczyznami/ kobietami/ młodszymi lub starszymi, bardziej przebojowymi lub tymi trochę mniej), w różnych formach (terapia indywidualna i terapia grupowa) znalazłam ten rodzaj terapii i taką Terapeutkę, o której marzyłam już wtedy, kiedy pierwszy raz przekroczyłam próg gabinetu terapeutycznego a było to lat temu 18. Moja droga była długa, wyboista, pełna wielu pomyłek w postaci ufania terapeutom, którzy terapeutami być nie powinni, poprzez bycie w takich nurtach, które nie są dla mnie i według mnie są niepełne do tego, aby uleczyć różne zakamarki zranionej duszy i serca. To długa historia, dzięki której dowiedziałam się wiele o sobie, ale również zdobywałam wiedzę z zakresu psychoterapii, jej nurtów, podejść. Jestem teraz na etapie, na którym sama kształcę się w kierunku bycia psychoterapeutką. Dziś chcę podzielić się kawałkiem swojej historii, bo myślę, że moje doświadczenia mogą być pomocne, wspierające.

Byłam w takich terapiach, które na dany moment mi pomagały, jestem wdzięczna zwłaszcza dwóm terapeutom, którzy towarzyszyli mi z pełną obecnością, uważnością na mnie i na wszystko, czego doświadczałam w tamtym momencie. Ta dwójka ma u mnie specjalne miejsce w sercu, przepełnia mnie wielka wdzięczność w stosunku do nich. Były to terapie, dzięki którym nauczyłam się wiele o sobie, pracowałam z ważnymi dla mnie zagadnieniami, problemami, ale jednak w tych terapiach brakowało ważnych dla terapii elementów, dzięki którym mogłabym powiedzieć, że czuję, że zajęłam się wszystkimi obszarami mojego życia, które potrzebowały zobaczenia/uleczenia/zmiany i że czuję, że teraz mogę iść dalej, bo zostałam wyposażona w "narzędzia do życia" - do radzenia sobie sama z tym, co życie przynosi i że teraz już ogółem i w szczególe czuję się dobrze sama ze sobą i z innymi.

Cieszę się, że zaufałam swojej intuicji, która podpowiadała mi w pewnym momencie każdej z  poprzednich terapii, że trzeba iść dalej, bo już więcej tutaj nie dostanę. Słyszałam różne głosy z zewnątrz - że jestem zbyt wymagająca, że jestem uzależniona od terapii, że zawsze mi coś nie odpowiada, że już taka po prostu niezadowolona jestem i będę. Chwilami w to wierzyłam i wtedy zostawałam w danej terapii czując jednocześnie, że to błąd. Na szczęście po jakimś czasie szłam dalej i szukałam czując bardzo mocno w sobie, że to nie prawda, że chcę być całe życie w terapii i że jestem zbyt wymagająca.

Mogą się teraz pojawiać pytania, no to co było nie tak z tymi wszystkimi terapiami/ terapeutami, że czułam, że to “nie to”? Dziś myślę, że z jednej strony “problem” był w samym nurcie terapeutycznym (*poniżej wyjaśnię więcej), czyli w sposobie pracy/ narzędziach/ metodach podyktowanymi nurtem, w którym terapeuta prowadził terapię, z drugiej strony nawet jeżeli zdarzyło mi się być w takim nurcie, który mógłby bardziej mi pomóc, to dany terapeuta miał taki sposób pracy, który na mnie nie działał (dotykał tylko powierzchownej strony mnie samej a nie docierał do sedna, do uczuć, emocji) albo działał tylko na pewne problemy albo działał tylko na chwilę (był jak tabletka na ból głowy - niby na chwilę głowa przestawała boleć, przez co świat stawał się bardziej przyjazny, ale jednak po jakimś czasie ból wracał, czasami jeszcze silniejszy, ponieważ działanie było skierowane na objaw a nie na przyczynę/ źródło problemu). Prowadzenie terapii w danym nurcie narzuca oczywiście pewne sposoby pracy z klientem/ pacjentem, ale jednocześnie dużo zależy od samego terapeuty, czyli to z jakich narzędzi  będzie korzystał w czasie terapii (to samo narzędzie może być też różnie wykorzystywane w zależności od terapeuty), w jaki sposób zwraca się do klienta/ pacjenta etc. Nie chcę więcej opisywać tego, czego brakowało mi w poprzednich terapiach, wolę zamiast tego podzielić się tym, jak wyglądała ta moja wyczekana, wymarzona (czasami traciłam nadzieję, że taki rodzaj terapii w ogóle istnieje!) TERAPIA, dzięki temu zrozumienie czym jest dla mnie DOBRA TERAPIA będzie prostsze.

W gabinecie u DOBREGO Psychoterapeuty:

CZEGO SZUKAŁAM?

Po wielu doświadczeniach z terapią postanowiłam, że chcę znaleźć terapię, która będzie tą ostatnią. A jeżeli później coś by w moim życiu się pojawiło, to oczywiście nie będę unikała terapii, jeżeli będę tego potrzebować (wyobrażałam to sobie w przyszłości jako interwencję w przypadku jakiegoś kryzysu/gorszego momentu w życiu), ale w tamtym momencie chciałam być w terapii, która dogłębnie i dokładnie pomoże mi uporać się z tym, co wołało o pomoc. Moim bardzo ogólnym celem (nie chcę zdradzać szczegółów, które są bardzo osobiste) była praca terapeutyczna, dzięki której uporządkuję emocjonalnie przeszłość, zajmę się kilkoma obszarami swojego życia, w których nie czuję się dobrze albo wystarczająco dobrze. Wiedziałam, że tym razem szukam jedynie psychoterapii integratywnej - terapia, w której łączy się techniki z różnych szkół terapeutycznych. Mówi się, że w tym rodzaju psychoterapii dobiera się podejście i technikę z jednej strony do klienta, z drugiej do problemu, z których przychodzi. W psychoterapii integratywnej można wyodrębnić kilka podejść. Jeżeli chcielibyście poznać więcej szczegółów, to na pewno znajdziecie szczegółowe informacje na ten temat. Dla mnie istotne było to, że terapeuta, który w ten sposób pracuje korzysta z różnych podejść terapeutycznych a więc dla mnie taki ktoś jawił się jako osoba, która ma szerszą wiedzę, miałam przekonanie, że praca z takim terapeutą będzie pełna, wielowymiarowa. Wydawało mi się, że psychoterapeuta w ten sposób pracujący ma do dyspozycji przeróżne narzędzia i może w ramach terapii jednego klienta dostosowywać metody do danego problemu/ obszaru do pracy a więc ma znacznie więcej możliwości.

Kolejnym ważnym elementem było dla mnie znalezienie takiego terapeuty, który w ramach psychoterapii integratywnej łączy te nurty terapeutyczne, które mnie najbardziej interesują, podobają mi się i które miałam okazję się przekonać, że są dobre dla mnie. Bardzo mi zależało na tym, żeby terapia nie była tylko terapią “gadaną”, czyli, że omawiamy dany problem z każdej możliwej strony, czyli praca terapeutyczna opiera się w zasadzie tylko na mówieniu i poszerzaniu świadomości, dowiadywaniu się z czego co wynika, analizowaniu tego. Z drugiej strony nie interesowało mnie również gadanie połączone z ćwiczeniami, które polegają na wypełnianiu tabeli, robieniu ćwiczeń, w których głównie zaangażowana jest głowa, czy ta część świadoma, analizująca, analityczna. Uważam, że takie terapie nie są w wielu przypadkach skuteczne, wiem też jednak, że są zwolennicy takiego podejścia i jeżeli komuś to odpowiada to oczywiście ma prawo w ten sposób pracować nad sobą. Myślę, że jedynie niewielką część problemów/ kwestii możemy rozwiązać na tego typu terapii. Jako osoba bardzo świadoma i pracująca nad sobą od wielu lat, poszukiwałam terapii, w której właśnie ta część analityczna będzie mogła odpocząć a zamiast niej skupimy się na tej części czującej - czyli emocjach, uczuciach. Jest wiele osób, które mają teoretycznie wszystko w głowie uporządkowane, wiedzą doskonale co z czego wynika, umieją nazywać to, co się z nimi dzieje, używają terminów psychologicznych a mimo to nie czują się dobrze i im bardziej rozwijają tą część analityczną, tym większy mają problem z czuciem siebie, z odczuwaniem emocji, z czuciem swojego ciała i sygnałów z niego płynących. Często głowa jest bardzo aktywna a kontaktu z emocjami, ciałem nie ma. Dlatego zależało mi na tym, żeby na terapii “działy się rzeczy” - czyli, żeby w czasie sesji doświadczać różnych stanów, emocji a nie tylko o nich opowiadać, chciałam więc takiego podejścia, w którym w czasie spotkań dzieją się procesy doświadczeniowe, czyli pracuję aktywnie, świadomie nad daną sprawą, doświadczam swojego ciała, emocji, podążam właśnie za tym, co mówi moje ciało, co mi pokazuje.

Znalazłam terapeutkę, która pracuje w nurcie terapii doświadczeniowej (to podejście związane jest z  psychoterapią humanistyczną), korzysta między innymi z Terapii Schematów, Terapii Skoncentrowanej na Emocjach (EFT). Idąc na pierwsze spotkanie pewne nurty znałam a pewne, którymi pracuje moja psychoterapeutka były dla mnie znane jedynie z teorii.

* I tu mamy wyjaśnienie na to, dlaczego poprzednie terapie nie były dla mnie dobre - przekonałam się, że praca w tylko jednym nurcie nie jest w stanie pomóc mi w wielu problemach. Poza tym większość terapii ogólnie i tych, w których byłam opiera się na samym mówieniu, opowiadaniu. Uważam, że w ten sposób nie da się dotrzeć do wielu ważnych kwestii, które są przyczyną tego, jak się czujemy, jak funkcjonujemy.

 

JAK WYGLĄDAŁY PIERWSZE SPOTKANIA, czyli etap wstępny przed rozpoczęciem właściwej terapii?

To, czym mnie ujęła terapeutka na pierwszym spotkaniu i to z czym spotkałam się po raz pierwszy i to, o czym zawsze marzyłam to klarowne informacje na temat tego, jak będą wyglądały nasze pierwsze (i częściowo też kolejne) spotkania i co mogę z nich wynieść. Na początku powiedziałam w kilku zdaniach z czym przychodzę, nad czym chcę pracować, w jaki sposób pracować nie chcę, powiedziałam, że bardzo zależy mi na tym, żeby nie były to sesje przegadywane, szukam terapii skoncentrowanej na procesie doświadczania. Terapeutka wysłuchała mnie i powiedziała, jak mogą wyglądać nasze kolejne spotkania. Wyjaśniła, że pierwsze kilka spotkań to jest taki czas na zebranie przez nią informacji, można to nazwać takim wywiadem połączonym z czymś, co przypomina trochę “diagnozę”. Terapeutka miała zebrać różne informacje z różnych lat mojego życia, czyli dowiedzieć się więcej o tym, kim jestem, z jakiej rodziny pochodzę, jakie doświadczenia mam też te trudne za sobą. Miały temu towarzyszyć również testy psychologiczne, dzięki którym miałyśmy się dowiedzieć jakie mam schematy i związane z nimi zachowania (tutaj znajdziecie podstawowe informacje na temat terapii schematów: nurtu, w którym między innymi pracowała moja psychoterapeutka: https://sites.google.com/a/pstps.pl/polskie-stowarzyszenie-terapii-poznawczej-i-schematu/wladze, jeżeli interesuje Was bardziej ten temat zachęcam do przeczytania książki “Emocjonalne pułapki przeszłości Jak przełamać negatywne wzorce zachowań?”*). Krótkie wyjaśnienie ode mnie: czym jest schemat w terapii schematów: ogólny, wszechogarniający motyw lub wzorzec, składający się ze wspomnień, emocji, przekonań oraz doznań cielesnych, dotyczących jednostki oraz jej relacji z innymi, wykształcony w dzieciństwie lub w okresie dojrzewania, rozwijany przez całe życie, w znacznym stopniu dysfunkcyjny (...) Nieadaptacyjne zachowania pojawiają się jako reakcja na schemat. Zachowania są zatem kierowane przez schemat, ale nie stanowią jego części (...). Wszystkie organizmy znają trzy podstawowe reakcje na zagrożenie: walkę, ucieczkę lub znieruchomienie. Odpowiadają one trzem stylom radzenia sobie ze schematem: unikanie (ucieczka), podporządkowanie się (znieruchomienie), nadmierna kompensacja (kontratak). Reakcją radzenia sobie nazywamy natomiast konkretne zachowanie lub strategie, poprzez które wyrażają się wymienione trzy ogólne style radzenia sobie. W terapii schematów istnieje jeszcze pojęcie trybów schematów, jest ono najtrudniejszą częścią teorii schematów do objaśnienia, ponieważ obejmuje wiele elementów. Tryby są to zmieniające się z chwili na chwilę stany emocjonalne i reakcje radzenia sobie - zarówno adaptacyjne, jak i nieadaptacyjne - doświadczane przez nas wszystkich. Tryby są podzielone na cztery ogólne kategorie: tryby dziecięce, nieadaptacyjne tryby radzenia sobie (odpowiadają one wspomnianym wyżej trzem stylom radzenia sobie), nieadaptacyjne tryby rodzicielskie, oraz tryb Zdrowego Dorosłego.** 

Na końcu tych pierwszych kilku spotkań (miało to być od 4 do 6, maksymalnie 8 spotkań) miałam otrzymać tą właśnie “diagnozę” czyli dowiedzieć się dokładnie jakie schematy wykształciły się u mnie (wszystkich schematów jest 18, każdy z nas ma ich kilka - wyodrębniamy te najbardziej dominujące w życiu danego człowieka) i jakie zachowania pojawiają się u mnie w reakcji na schemat. Następnie byłby moment na podjęcie decyzji, czy decyduję się na tą terapię. I jeżeli bym się zdecydowała to następnym krokiem byłoby dokładne omówienie celów, które chcę zrealizować w tej terapii, zastanowienie się nad tym, co chcę osiągnąć. Miałyśmy wyodrębnić obszary, nad którymi będziemy pracować. Terapeutka obiecała mi też, że jak mnie już trochę pozna po tych wstępnych spotkaniach, to wtedy też będzie w stanie mi powiedzieć ile mnie więcej zajmie cała terapia. Byłam zachwycona tą uporządkowaną strukturą! Czułam, że jest w tym ogromny porządek, mądrość, sens, jasność tego, co będzie się działo i jak to będzie wyglądać. Zawsze bardzo chciałam, żeby tak było w terapii, ale do tamtej pory to jedynie z mojej strony pojawiał się temat planu, celów terapeutycznych a żaden terapeuta nie rozmawiał ze mną o tym i to powodowało, że miałam duży chaos w tym, co robimy, do czego zmierzamy (czy w ogóle do czegoś zmierzamy), często w czasie sesji doświadczałam przeskakiwania z tematu na temat, na jednej sesji był poruszony temat z jednego obszaru mojego życia, na kolejnej coś zupełnie innego a te poprzednie kwestie nie zostały dokończone. Byłam bardzo zmęczona tym bałaganem, który powodował, że wiele tematów zostało rozgrzebanych i nigdy niedokończonych. To, co na początku mi zaproponowała terapeutka bardzo mi się spodobało, poczułam, że w końcu ktoś nad tym panuje i uważam, że taka struktura jest bardzo ważna dla efektów terapii. Niektórzy w tym miejscu mogą mieć obawy, że taka struktura wiąże się z pewną sztywnością a więc brakiem naturalności i podążania za tym, co się dzieje w danym momencie. Nic bardziej mylnego! Pomimo pewnej struktury, czyli planu działania, moja terapeutka jest bardzo otwarta, na to co dzieje się w danym momencie i jeżeli tego potrzebuję to odchodzimy na chwilę od danego obszaru, którym w danym momencie się zajmujemy. Mamy jednak w głowie nasz plan a więc pamiętamy o tym, żeby wrócić do tego, co zaczęłyśmy. 

 

PODSUMOWANIE WSTĘPNYCH SPOTKAŃ

Stało się tak, jak obiecywała moja psychoterapeutka. Po 6 spotkaniach terapeutka podsumowała szczegółowo to, czego się dowiedziała na mój temat, opowiedziała mi o tym, jakie mam schematy i tryby - wyjaśniła bardzo dokładnie na konkretnych przykładach, jak przejawiają się one w mojej codzienności. To był moment, w którym porozmawiałyśmy również o moim świecie wewnętrznym.

Warto w tym miejscu wyjaśnić o co chodzi z tym światem wewnętrznym, jest to konieczne dla zrozumienia dalej tego, w jaki sposób pracuje moja terapeutka. W terapii schematów pierwszym krokiem jest zrozumienie własnych przykrych uczuć oraz ich źródła w historii życia. Następnie bada się negatywne konsekwencje emocji, przeżyć z dzieciństwa, które osoba doświadcza w życiu obecnym. Drugim krokiem jest zmiana uczuć i dysfunkcyjnych zachowań. To sprawi, że człowiek będzie w stanie lepiej zaspokajać swoje potrzeby w zdrowy i odpowiedni sposób. Trzeba pamiętać o tym, że chociaż jesteśmy jedną osobą, to w różnych momentach doświadczamy samego siebie w różny sposób. W jednym momencie czujemy się odprężeni, w innym smutni czy bezradni, w jeszcze kolejnym chłodni emocjonalnie lub nic nie czujący. Te właśnie różne stany są to wspomniane już przeze mnie wcześniej tryby danego schematu. Można więc powiedzieć, że w jednym człowieku jest kilka różnych części.*

Jakie mogą być te części? 

Wyodrębnię tutaj moją częściowo własną, bardzo uproszczoną wersję części, które mamy w sobie (nazwy są jak najbardziej zaczerpnięte z terapii schematów, wyjaśnienie jest natomiast w znacznym stopniu moimi słowami):

- Wewnętrzne Dziecko - to jest ta część emocjonalna - czująca, przeżywająca. Dziecko może doświadczać różnych emocji, może być rozzłoszczone, smutne, impulsywne, wycofane i wtedy będziemy nazywać te różne emocje konkretnymi nazwami, na przykład Złoszczące się Dziecko, Impulsywne Dziecko. Mamy w sobie jedno dziecko, które w różnych momentach różnie się czuje a więc różnie się zachowuje. Wszystkie te stany emocjonalne naszego wewnętrznego dziecka są tak samo ważne, ponieważ o czymś nas informują, coś chcą nam przekazać, ale szczególną uwagę powinniśmy kierować na tę najbardziej Wrażliwą Cząstkę nas samych a jest nią Wrażliwe Dziecko. Tryb Wrażliwego Dziecka przynosi wszelkiego typu emocje związane ze smutkiem i lękiem. Wyobraźmy więc sobie takie małe przestraszone dziecko, które siedzi w kącie i bardzo bardzo się boi albo jest przeraźliwie smutne. Żeby dobrze się ogólnie czuć w życiu ważne jest nawiązanie kontaktu z tą częścią, zauważanie jej, poświęcanie jej uwagi. Ta Wrażliwa Cząstka czasami przybiera postać na przykład obrażonego dziecka, ale warto nauczyć się rozpoznawać, co się pod tym kryje a może to być smutek/ lęk. W ogóle warto nauczyć się kontaktu ze swoim Wewnętrznym Dzieckiem, wtedy jest nam o wiele łatwiej w życiu, zaczynamy lepiej siebie rozumieć. To co tu opisuję jest związane z trybami dziecięcymi. 

Każdy z nas nosi w sobie to takie małe dziecko (w różnych sytuacjach to dziecko może być w innym wieku, ale bardzo często kiedy ta część się uaktywnia jest ona w wieku dziecięcym - 3, 4 5 latek/ latka i też więcej lat, dlatego warto wtedy, kiedy zauważymy, że “włączył nam się tryb dziecka” sprawdzić ile ono ma lat). Jeżeli mamy trudność z wyobrażeniem sobie tego, to przywołajmy w głowie obraz jakiegoś dziecka z naszego otoczenia (3 latka, 4 latka, 5 latka itd) i przypomnijmy sobie jak myśli, zachowuje się takie dziecko i w jaki sposób należy się do niego zwracać, wyjaśniać mu coś. W ten sam sposób należy opiekować się, mówić do naszego Wewnętrznego Dziecka. Więcej informacji znajdziecie tutaj:

https://malaija.pl/32-wewnetrzne-dziecko i tutaj https://malaija.pl/91-jak-siebie-urodzic

Uważa się, że jeśli ważne potrzeby danej osoby nie zostały zaspokojone w dzieciństwie, to pewne jej emocjonalne części nie mogą dorosnąć (stąd czasami tak dużo w nas zachowań dziecięcych a tak mało tych dojrzałych/dorosłych).

- Wewnętrzny Rodzic (chodzi tutaj o nieadaptacyjne Tryby rodzicielskie) - potocznie mówiąc jest to głos rodzica (chodzi o te negatywne komunikaty, którymi rodzice nas karmili). Nieadaptacyjne tryby rodzicielskie często są modelowane przez deprecjonujących (pomniejszających wartość, umniejszających) lub stosujących przemoc rodziców. Nie odnosi się to tylko do rodziców, dotyczy to wszystkich osób z najbliższego otoczenia dziecka, mogą to być członkowie rodziny, koledzy, bliscy znajomi itd, ponieważ odnosi się to do każdego ważnego obiektu przywiązania (dziecka), który wpływał w nieadaptacyjny sposób na dziecko

- Zdrowy Dorosły - nie składamy się tylko z części (trybów) niedojrzałych, posiadamy również zdrowe części. To jest taka część, która potrafi organizować twoje życie w zdrowy sposób, rozwiązuje problemy, jest dojrzała, dba o dobre relacje ze sobą i z innymi. To, do czego ja dążę to osiągnięcie takiego stanu, w którym w moim świecie wewnętrznym, na który składają się te wszystkie części zapanuje względny spokój i harmonia, polegający na tym, że to właśnie Zdrowy Dorosły będzie zarządzał wszystkimi częściami, to do niego będzie należał ostateczny głos, to on będzie podejmował decyzje biorąc pod uwagę dobro dziecka - dobro tej najbardziej wrażliwej cząstki (ale pamiętając o tym, że dziecko jest dzieckiem a więc jeżeli zechce zjeść całą tabliczkę czekolady, to ja jako Zdrowy Dorosły nie pozwolę mu na to, bo wiem, że będzie to dla niego złe w dłuższej perspektywie). Zdrowy Dorosły to ktoś, kto nie pozwala na to, żeby Wewnętrzny Rodzic wyrządzał krzywdę Wewnętrznemu Dziecku. Praca nad sobą, na psychoterapii polega uczenia się bycia Zdrowym Dorosłym.

 

Wracając do tego, co się stało na spotkaniu podsumowującym spotkania wstępne z moją psychoterapeutką. Porozmawiałyśmy szczegółowo o tym, jak wygląda ten mój wewnętrzny świat. To, co mnie zaciekawiło już wtedy, to podejście mojej terapeutki, która nie tylko operowała pojęciami, o których przed chwilą pisałam (czyli Wewnętrzne Dziecko np. Złoszczące się Dziecko, Impulsywne Dziecko itd.), ale zachęcała mnie do szukania  bardziej indywidualnych i szczegółowych nazw dla moich poszczególnych części. Ważne w zrozumieniu tego, w jaki sposób osoba reaguje na daną sytuację i dlaczego tak reaguje jest nazwanie sobie - wymyślenie nazwy dla danej części, która jakoś reaguje. Na przykład jeżeli w sytuacji, w której osoba nie dostaje tyle uwagi od rozmówcy, ile bym chciała reaguje złością, która przejawia się w postaci raniących uwag, ostrej krytyki w stosunku do rozmówcy to dzięki terapii ma świadomość, że w takich sytuacjach włącza jej się Tryb Złoszczącego się Dziecka.  Razem z moją terapeutką szukałyśmy konkretnej nazwy dla moich Trybów, czasami poprzestawałyśmy na takiej nazwie jak np. Złoszczące się Dziecko a czasami  szukałyśmy nazwy, która lepiej odda to, jak ja czuję, postrzegam daną część w sobie. Nadawanie nazw indywidualnych spowodowało z jednej strony, że bardziej się utożsamiałam z tą częścią, bardziej ją czułam, kiedy ona dochodziła do głosu (a nie tylko nazywałam to profesjonalnie i bezosobowo np. Złoszczącym się Dzieckiem), z drugiej strony ta moja nazwa, którą sama wymyśliłam i jest tylko moja sprawiała, że zyskiwałam sympatię dla tej części mnie i też odczuwałam więcej zrozumienia dla niej. Moja terapeutka zapisała sobie również te wszystkie nazwy, które wspólnie wymyśliłyśmy i od tamtego momentu, jeżeli w którymś momencie podczas terapii uruchamiała się ta część to ja lub moja terapeutka mówiłyśmy na przykład “O, pojawiła się ...” i to wystarczało, żeby przypomnieć sobie kim ta część jest, co ona chce przekazać, dlaczego w ogóle się pojawiła. Trzeba również pamiętać, że te wszystkie tryby - czyli reakcje na daną sytuacją są po to, żeby chronić tą najbardziej Wrażliwą Część, o której już wspominałam, dlatego nie można powiedzieć, że są one złe. Podczas terapii też nie chodzi o to, żeby się ich pozbyć!, one w naszym życiu odgrywały i często wciąż odgrywają bardzo ważną rolę. Ważne jest jednak poznanie ich, żeby nami nie sterowały i nauczenie się świadomego bycia samemu ze sobą i w konsekwencji decydowania o tym, co mi służy a co może już nie. Tak jak pisałam wcześniej - celem jest nauczenie się bycia Zdrowym Dorosłym w stosunku do siebie, czyli podchodzenie do siebie i wszystkich swoich części z akceptacją i miłością i podejmowanie świadomych decyzji, co tu zrobić, żeby ta cała nasza Wewnętrzna Rodzina (czyli wszystkie nasze części) funkcjonowała w zdrowy sposób smile

 

Kolejnym elementem, które pojawiło się przed rozpoczęciem terapii było wyszczególnienie konkretnych obszarów, nad którymi chciałam pracować. Po tym jak to ustaliłyśmy moja terapeutka zapytała mnie, w jaki sposób chcę się czuć, w jaki sposób chcę reagować w przyszłości, żeby być w stanie powiedzieć, że terapia działa/ zadziałała i rzeczywiście nastąpiła zmiana we mnie i w moim życiu. Było to bardzo ważne pytanie, które zmusiło mnie do przeanalizowania dokładnie tego, co jest teraz i co chcę zmienić. Im więcej jest szczegółów podczas pracy nad sobą, tym większa szansa na sukces takiej pracy (Zdrowy Dorosły planując jakieś działanie rozpisuje to sobie na małe kroki, na etapy, to Dziecko ma tendencję do myślenia ogólnikami, na przykład “Moje życie jest beznadziejne”, takie zdanie nic nie mówi o tym życiu, ale sprawia, że człowiek, który w ten sposób myśli czuje się naprawdę źle, skoro całe życie, czyli wszystko jest beznadziejne. Co innego, kiedy by powiedział “Moja praca jest beznadziejna i tego w swoim życiu nie lubię”. To już zmienia perspektywę, prawda? I też wtedy wiadomo nad czym można pracować, żeby nie było aż tak beznadziejnie). W ten sposób miałyśmy dokładnie przemyślane, przegadane, co będziemy razem robiły, jakie mamy cele. Otrzymałam również informację, ile czasu mniej więcej zajmie moja terapia. To podejście mojej terapeutki, ten porządek, struktura dały mi poczucie bezpieczeństwa i spokoju. Wiedziałam, po co przyszłam i nad czym chcę pracować. Na samą myśl o wspólnej pracy z taką Psychoterapeutką zacierałam ręce z podekscytowania!

 

Dziś jako osoba, która szkoli się w kierunku bycia psychoterapeutką bardzo dużo czerpię z tego w jaki sposób była prowadzona moja własna terapia, o której tutaj piszę. 

 

 

 

 

* książka “Emocjonalne pułapki przeszłości Jak przełamać negatywne wzorce zachowań?” Gitta Jacob, Hannie Van Ganderen, Laura Seebauer

** z książki "Terapia schematów. Przewodnik praktyka" Jeffrey E.Young, Janet S. Klosko, Marjorie E.Weishaar i moje krótkie dopowiedzenia