Chciałabym mieć męża. 11 lat spędziłam u boku mężczyzn niegotowych. Zastanawiających się. Spędzających ze mną miło czas, ale opowiadających mi o priorytecie wolności w swoim życiu, nie chcących nawet poruszać innych tematów. A ja miałam 23 lata i wydawało mi się, że to trochę nieważne czego ja chcę, że prawdziwa fajna laska powinna być wyluzowana, nie chcieć stałego związku, zgadzać się na wszystko co zaproponuje jej partner w łóżku, chodzić na striptiz i umieć nie narzekać, czyli zająć się sobą, kiedy on mówi "w życiu mężczyzny jest taki moment, kiedy należy wyruszyć w samodzielny rejs". Cicho w głowie pisałam "chcę mieć dom". Chciałam razem robić remont i kupować choinkę. Po 11 latach zostałam sama w pustym domu z refleksją, że przecież kurwa mać, moi znajomi biorą śluby i to ci których znałam przez ten czas. Patrzyłam w ciemny sufit i myślałam sobie "o co ci kurwa chodzi".

I zrozumiałam.
Chodzi mi o bycie z kimś, kto się nie boi.
Kiedy mówię "chcę męża" to mówię "z puli wszystkich mężczyzn wybieram nie tych, którzy boją się związku tylko tych, którzy doceniają to kim jestem i mówią "nie szukam dalej".
To nie jest romantyczna wizja. Wiem, że nie każdy chce ją spełniać, tylko ja o tym nie mówiłam. Bo się bałam. Bo nie wypada. Bo w ogóle nie wypada, żeby kobieta chciała wziąć ślub i mówiła o tym wprost, bo to jest biała sukienka, wesele i zdjęcia. Oczywiście ja najchętniej wzięłabym ślub w dwie osoby w urzędzie stanu cywilnego, bo nie ma za mną tęsknoty za ceremonią, jest tęsknota za partnerem, który wybiera mnie tak jak ja wybieram jego.

Po 11 latach zdałam sobie sprawę z tego, że chcę kogoś, kto chce ze mną robić remont, mimo że ja bardzo tego remontu nie chcę, kto stwierdza "nie szukam dalej, jesteś najzabawniejsza i miła w dotyku". Nie potrzebuję do tego czekania AŻ ON TO ZROBI.
Widzę to jako wzajemny kontrakt dwóch osób, które lubią się ze sobą śmiać, lubią się dotykać, wiedzą że będą się kłocić, ale ta kłótnia to nie bitwa, tylko regulacja przez kryzys. Ale na samym końcu musi być pewność. Obydwie strony muszą chcieć tego. "Mam tę obrączkę bo chcę wszystkim powiedzieć, że już nie szukam". Tak długo aż obydwojgu nam będzie zależało na nas i obydwie strony będą chciały pertaktować szczerze o tym co się dzieje, tak długo jesteśmy mężem i żoną. Tak długo jak po wyjeździe nie będę mogła przestać go słuchać, kiedy opowiada tak długo kiedy będzie moim przyjacielem. Odpowiedzialni osobno za coś co jest nami razem.

Ponieważ 4 lata temu zdałam sobie sprawę z tego, że mimo że bardzo źle znoszę mieszkanie z kimś, że zawsze ten sam problem: nie umiem "zadbać o swoje potrzeby" jak piszą w Wysokich Obcasach, czyli nie umiem wystękać "yyy wiesz co jest mi smutno że tak robisz i jakby rób co chcesz, wiem że jesteśmy oddzielnymi planetami czy chuj po prostu osobami", że mimo że moja strategia dbania o potrzeby polega na zaczynaniu zdania od "yy bo ja jestem zjebana" (bo jednak jestem, bo bycie dzieckiem nadużywanym w dzieciństwie powoduje, że jesteś obrośnięty bąblami i siniakami, które lubią pękać w najmniej oczekiwanych momentach, i nie jest to piękny widok) że mimo że czasem naprawdę tak myślę, niech mnie nikt nie dotyka, jestem Mechaniczną Małgorzatą, proszę przestać, nic mnie nie boli i nigdy mi na nikim nie zależy.

Więc te 4 lata temu zdałam sobie sprawę z tego, że to kłamstwo. Że chcę mieć ulubioną osobę i razem z nią poznawać świat. Iść obok niej, a ona niech obok mnie idzie. Jako oddzielne osoby, które idą obok i razem, które są na tyle dorosłe, że potrafią szczerze ze sobą rozmawiać o rzeczach najtrudniejszych do przyznania się. I chcę mówić o niej "mój mąż", ponieważ wierzę że ten termin można zastąpić czymś innym, że "żona" może być osobą rysującą na asfalcie, a mąż może nie myśleć poważnie o nieruchomościach tylko rysować komiksy.
Jak Bóg mi miły, nie ustanę w tym.

Śmieją się ze mnie kiedy to mówię, a potem słyszę inne kobiety, które też tego chcą.

Małgorzata Halber

 

Dręczy mnie tęsknota do prawdziwej miłości, której nie znam.

Władysław Broniewski

 

Nigdy nie wie się, co poradzić z tym krzykiem, co odzywa się w nas samych.

Czesław Miłosz

 

Doświadczyłam tego. Dopóki byłam piastunką mojego męża i nosiłam na sobie ciężar jego wewnętrznych emocjonalnych ran, nie mogliśmy stworzyć świadomej, równorzędnej relacji. Matkowałam... Ratowałam... Byłam zachowawcza... 
W końcu, gdy doszłam do ściany, pojawiła się we mnie gotowość, by porządnie zaopiekować się sobą, postawić wierność sobie na pierwszym miejscu i oddać mojemu mężowi odpowiedzialność za jego wewnętrzny świat.
Wtedy on stanął przed wyborem - znowu przerzucić to gdzieś indziej lub stanąć ze swoim bagażem twarzą w twarz.
Wybrał to drugie. Przeszedł intensywny proces, głęboką podróż do swoich czeluści i z powrotem. Nie ratowałam wtedy, nie podnosiłam, nie ułatwiałam, po prostu byłam obok i dawałam przestrzeń na wszelkie emocje. Nie ugięłam się pod jego strachami, wręcz stałam się dla nich bezwzględna. W tych strachach spotkał się ze swoją wewnętrzną mocą. 
Niańcząc i chroniąc naszych mężczyzn przed spotkaniem z samym sobą, kastrujemy ich.
Mężczyźni tak jak i my kobiety, mają w sobie ogrom potencjału, który tylko czeka, by być ucieleśnionym. Największym darem jaki możemy dać innym to oddać im odpowiedzialność za swoje życie.

"Rozwinięta kobieta odmawia zadowolenia się zwykłą relacją z partnerem, który nie ma klarowności celu. Ona pragnie ekstazy.

Nie ma pojedynczego aktu, który ma większy wpływ na podnoszenie świadomości planety niż kobieta, która stoi w prawdzie swojej intuicji i odmawia godzić się na mniej niż wie, że jest możliwe.

Podczas gdy większość kobiet ma naturalną potrzebę bycia pielęgnującą i wspierającą, relacje nie są miejscem na terapię mężczyzny.

Ratowanie mężczyzny, nawet wspieranie mężczyzny, który zmaga się by odnaleźć siebie czy wyjść poza uczucia niepewności i braku znaczenia, prawie na pewno doprowadzą do postrzegania ciebie w macierzyńskiej roli, a nie tej, którą on uwielbia i pragnie oczarować.

Niezależnie od tego, jak wyjątkowe są jego dary, niezależnie jaki jest jego potencjał, jeśli mężczyzna nie zakończył swojej osobistej pracy przed relacją, będzie bardzo trudnym wygrać jego namiętność wtedy, gdy pozwoliłaś sobie przyjąć rolę jego uzdrowicielki i powierniczki.

Poczekaj na mężczyznę, który wybiera ciebie, a nie potrzebuje ciebie. Właściwy mężczyzna będzie kochał cię za wszystko, niewłaściwi będą chcieli cię zmieniać."

Graham R White via Sageword

 

Mam w sobie głęboko zakorzeniony lęk przed zmianą. Kiedy już w jakimś miejscu się umoszczę, mam to swoje bajorko, to wyjść z niego naprawdę nie jest mi łatwo.

Jakub Żulczyk

 

Sądzę, że powinnaś dalej żyć tak, jak żyłaś, zanim się poznaliśmy.
Czerpać radość ze swoich zajęć. Nie można uwiesić się na szyi drugiego człowieka i podporządkować całego swojego jestestwa jemu. Każdy jest odrębną jednostką, ma swoje nadzieje, plany, marzenia. Możemy kochać, ale nie powinniśmy zapominać, że każdy jest w stanie żyć bez drugiego. 
Co zrobisz, kiedy odejdę? Albo ty zdecydujesz się mnie opuścić? Gorzko zapłaczesz i powiesz: Nie mam nic, bo miałam tylko jego?

Gabriela Gargaś

 

Nikt nie powiedział, że dobre decyzje nie będą Cię ranić.

Włóczykij

 

Ktoś kto ucieka widocznie ma potrzebę ucieczki, konfrontacja byłaby zbyt trudna. Próba zatrzymania kogoś na siłę to gwałt na jego woli (nawet jeśli nie jest ona wolna).
Zatrzymuje się ten kto ma wewnętrzną gotowość na konfrontację.
Gdy ściągamy z innych kamienie na siłę, musimy sami je dźwigać.

Autor nieznany

 

Nie da się starać za dwoje. Można próbować i może nawet przez jakiś czas się udaje, bo wmawiasz sobie, że jest ok, że to nie Jego wina, że On chce. Ale w końcu coś pęka i się wie, że nie można tak dłużej. Bo po prostu jedno serce tego nie uciągnie.

Autor nieznany